Przed każdym wejściem na klatkę
schodową zielona ławka, za blokiem ogródki działkowe. W powietrzu zapach podkładów
kolejowych, w nocy pisk hamującego pociągu. Nic dziwnego, że kiedy przyjechała
mnie odwiedzić w Krakowie, nie mogła w nocy spać.
Olsza, ceglany, nijaki dom. Przed
domem ogród, wtedy jeszcze zadbany, bo żyła Maria, z którą rozmawiałam tylko
raz. Umarła niedługo po tym, jak się wprowadziłyśmy. Ogród zarósł. Ładnie zarósł.
Do domu prowadzi wydeptana
ścieżka. Tuż przed drzwiami wielkie drzewo. Dobrze, że drzwi otwierają się do
środka. Na progu pełno igliwia.
Rankiem ptaki śpiewają
najgłośniej. Nic dziwnego, że ona nie mogła spać…
Mariusz.
Uśmiecham się na wspomnienie,
kiedy zobaczyłam go pierwszy raz. Wielki, łysy, w koszuli z obciętymi rękawami,
popijający drinka przez słomkę. Oceniam, że słomka jest starsza niż ja.
Tato Mariusza produkował abażury.
Kiedy urodził się Mariusz, ze szczęścia posadził drzewo, a Mariusz pozyskał
brata.
Latem Mariusz popijając swojego
drinka lubi się o niego opierać mówiąc, że nigdy go nie zetnie. Po śmierci Marii,
z dawnym światem łączy go już tylko drzewo i kartka, którą znalazł podczas
remontu w mieszkaniu Marii.
Pokazał mi ją. Zwykła karta z
zeszytu. Po kratkach wytyczony prostokąt określający granicę działki. Ręka człowieka,
który zrobił wszystkie abażury pałętające się po domu, nakreśliła krzyż w
miejscu, gdzie rośnie drzewo.
Piękna noc, prawie ranek. Ptaki
śpiewają jak szalone. Wracam z knajpianej pracy. W ręku nagryziony serek
pleśniowy.
Już przy furtce ściszone męskie
głosy.
Pod drzewem wielki dół. Mariusz i
jego kolega szukają skarbu.
Następnej nocy Mariusz i jego
dwóch kolegów kopią dalej. Boję się, że drzewo się przewróci.
Południem wyglądam przez okno. Koledzy
kopią, a Mariusz patrzy. Odpuścił ojcu… i drzewu.
Jak coś znajdą, wskazał drinkiem
kolegów, to ich.
Pół roku temu spotkałam kolegę,
któremu Mariusz wynajmował pokój na dole.
Wiem już.
Mariusz zapił się alkoholem
niewiadomego pochodzenia.
Drzewo rośnie i kryje w sobie
skarb…